wspomnienia z wakacji 2022
5 dzień - 19/06/2022
Wstaliśmy bardzo wcześnie pomimo Niedzieli i wyjeżdżaliśmy pustymi ulicami z Lubljany, choć na drogach nie było już tak pusto. Trzeba było zatankować, zrobiliśmy to w Słowenii i rzeczywiście paliwo tańsze niż gdzie indziej, tzn ceny zbilżone do polskich.
Już o dziewiątej dotarliśmy do zamku Miramre pięknie położonego nad samym morzem. Wnętrze świetnie zachowane z oryginalnym wystrojem i ogromny, zadbany park. Dzięki wczesnej porze udało manam się zaparkować i zdążyć przed największym tłumem. Podobnie w Triescie, w którym pomimo wielu zabytków, również tych z czasów starożytnych największe wrażenie zrobiły wszechobecne meduzy w morzu i kanale. No i oczywiście włoskie lody pyszne choć bez laktozy i ze stewią. Na zakończenie pobytu we Włoszech spędziliśmy kilkadziesiąt minut w maleńkiej nadmorskiej Muggii.
Przejechaliśmy znowu przez kawałek Słowenii i po kilku niezbyt przyjemnych przygodach drogowych (przejeżdżaliśmy na autostradzie obok płonącego samochodu a do miejsca naszego noclegu nawigacja prowadziła nas droga która w pewnym momencie stała się zamknięta dla ruchu) dotarliśmy do celu do Duby, obok trochę większej miejscowości Umag.
4 dzień -18/06/2022
Cały dzień w Lublanie, pełen słońca i pogody. I zdecydowanie bardziej leniwy niż wczorajszy. Przedpołudnie spędziliśmy na starym mieście. Najpierw Muzeum Iluzji (przykład takiej iluzji na zdjęciu), potem szał zakupów na lokalnym targu. Na straganach wszelkie bogactwo warzyw i owoców, a nawet lokalne trunki, jak często na Bałkanach w plastikowych butelkach po napojach. Wydaliśmy prawie cały nasz budżet na Słowenię. Zgodnie z południową tradycją - po tych wrażeniach, objuczeni torbami - udaliśmy się na popołudniową sjestę i lunch w mieszkaniu. Po południu ja poszedłem na zamek a wieczorem razem zjedliśmy kolację w restauracji Landerik. Po raz pierwszy od wyjazdu zjedliśmy w restauracji; za to był to posiłek z 7 dań😀. (Dopisek Doroty - ja tylko z 5 dań!). Mieszkamy a małym, ale bardzo wygodnym mieszkaniu. Droga na stare miasto prowadzi od nas przez ulicę Krakowską! Ljubljana zaś zauroczyła, jest to pełne życia małe miasto z piękną architekturą i radosnymi ludźmi. Stare miasto dzieli rzeka Lubljanica a łącza liczne mosty, z których największe wrażenie zrobił na nas most ze smokami - symbolami Lubljany.
3 dzień 17/06/2022 - dzień trzeci
Dzień zaczęliśmy dobrym śniadaniem w pięknym otoczeniu- jedliśmy na patio naszego pensjonatu z XVI wieku wśród pięknej zieleni. I to był właściwie jedyny spokojny moment w tym dniu!
Po 2 godzinach jazdy ( słoweńskie autostrady są świetne!) dotarliśmy do Wąwozu Vintgar. Parking na łące pod Alpami.
Wąwóz przepiękny, wzdłuż skał zbudowane są ścieżki, które wiszą kilka - kilkanaście metrów nad wąwozem. Kolor i przejrzystość wody niezapomniane. Pokonywałam swój lęk wysokości, bo niektóre przejścia były wysoko. Zdecydowaliśmy się nie wracać pociągiem (nie ma powrotu tą samą trasą), ale wrócić na piechotę. I to było ciężkie doświadczenie ze względu na upał i wysokość.
Kolejny przystanek to pobliskie jezioro Bled. Woda szmaragdowa a na jeziorze gondole, kajaki i SUPy. Wkoło luksusowe hotele. Rafał wszedł na punkt widokowy Małą Osojnicę (700 m) a ja popłynęłam gondolą. Wycieczka po jeziorze była przepiękna- wiał lekki wiaterek, widoki wspaniałe. Gdy ja się relaksowałam Rafał wspinał się na szczyt góry przy użyciu lin i stromych schodów. Dzięki temu zrobił przepiękne zdjęcia.
Gdy wreszcie dotarliśmy do Lubljany oboje byliśmy zmęczeni. Mieszkanie okazało się bardzo wygodne. Ja zostałam w domu a Rafał poszedł na krotki spacer do centrum. Trafił na copiątkową atrakcje - na rynku stragany z jedzeniem z różnych państw. Mogą tam działać tylko te restauracje, które są w pierwszej 100 najlepszych restauracji w Słowenii i są gotowe serwować jedzenie w takich warunkach. Tłumy ludzi. Podobno na polskim stoisku serwowano coś mało polskiego ;-)
Jak bardzo ciężki był to dzień niech świadczy fakt, że ten wpis powstał dopiero rano. Dziś oglądamy Lublanę!
2 dzień 16/06/2022
Dzień drugi rozpoczęliśmy z samego rana śniadaniem o 7.00, spacerem wzdłuż pól i Mszą Św. w lokalnym kościele parafialnym a następnie rozpoczęliśmy najdłuższy odcinek podróży - ponad 550 km. W Polsce i Czechach była piękna pogoda, ale w Austrii i Słowenii ulewa za ulewą. Płatne autostrady w Czechach i Austrii rozczarowały nas. Wszędzie roboty drogowe i korki przy zjazdach. Podczas postoju w Czechach przysiadła się para Polaków, którzy oczywiście jechali do Chorwacji przez Słowenię a mieli wracać przez Balaton. W Ptuju zatrzymaliśmy się w bardzo ładnym pensjonacie w startym budynku nad rzeką na starym miescie z widokiem na zamek (na zdjęciu Dorota schodzi na klimatyczny dziedziniec z naszego pokoju). Wieczorem pomimo przelotnych opadów poszliśmy na spacer na przepiękny zamek i stare miasto (naprawdę stare co było widać i czuć). Jutro trochę natury i Lubljana.