10 dzień - 24/06/2022
Dzień zaczął się ciekawie od mszy w miejscowej kaplicy św. Jana Chrzciciela. Było to lokalne wydarzenie, mszę koncelebrował jeden ksiądz z Włoch, jakiś "Don", a drugi Chorwat tłumaczył. Na koniec - bo to przecież odpust, Don dostał cały kosz lokalnych produktów od mieszkańców.
Wczesnym popołudniem pojechalismy do Puli, największego miasta na półwyspie Istria. Wrażenie robi duży antyczny amfiteatr, który - według Doroty - jest jedyną atrakcją tego miejsca. Rafał był mniej negatywny w swojej ocenie. Posnuliśmy się w upale po uliczkach siadając co jakiś czas na kawę itp, zjedliśmy późny obiad (Rafał - czarne risotto z mątwą i grillowanymi ośmiorniczkami). Jedzenie w porządku ale ceny dość wysokie. Aby trochę się ochłodzić pojechaliśmy na okoliczną plażę, podobno jedną z najpiękniejszych w Chorwacji. Naszym zdaniem nic specjalnego - plaża żwirowo - kamienista, mała- tysiące takich, a nawet dużo lepszych plaż, jest w Albanii i Grecji. No, ale tutaj w Chorwacji w miarę normalne plaże to tak deficytowy towar, że był tłum. Tyle ludzi, że robienie zdjęć uznaliśmy za bezsensowne.
Po szybkiej kąpieli w ciepłej, turkusowej wodzie uciekliśmy od tego zgiełku do Rovinj. I to wreszcie był strzał w 10! Urocze miasteczko na wzgórzu we włoskim stylu ze wspaniałą atmosferą. Zabudowa wokół portu przypomina trochę Saint Tropez.
Na koniec wstąpiliśmy do supermarketu, aby zrobić do Polski zapasy ajwaru i wina.
Po tygodniowym pobycie w Chorwacji popularność tego kraju nadal jest pewnym zaskoczeniem. Ceny wysokie, plaże bardzo marne, ludzie średnio mili. Mając duży budżet wakacyjny można jechać do Włoch, gdzie widoki są co najmniej tak samo piękne, a atmosfera i kuchnia może lepsza. Choć tu w Istrii wpływy włoskie są widoczne na każdym kroku.